Myślę, że zbyt często się kłócę. W pewnym sensie odrobinę mi to odpowiada, ale co na to bliscy? Zależy jak na to spojrzeć. Wiadomo, że przy ostrzejszej wymianie zdań możemy liczyć na usłyszenie tego, co tak naprawdę druga osoba o nas myśli. Jednak z drugiej strony, czy aby na pewno jest nam to potrzebne?
Z drugiej strony, w żadnym wypadku nie należy całkiem rezygnować z tej formy komunikacji. Dobrym sposobem może być systematyczne rozładowywanie napięcia. W takim rozwiązaniu najważniejsze jest, aby mówić o tym, co nam się nie podoba, w momencie gdy to się dzieje.
Jeśli wspomnimy o tym za jakiś czas, można się pokłócić chociażby o to, dlaczego nie powiedzieliśmy o tym wcześniej. I koło się zamyka. Jeżeli jednak na każdym kroku będziemy okazywać niezadowolenie, mamy powód do kolejnej kłótni. Jak widać, łatwo nie jest.
Nie da się uniknąć kłótni, nawet gdybyśmy bardzo tego chcieli. Pamiętajmy, że związek to spotkanie dwóch odrębnych serc, dwóch innych dusz i charakterów. Zanim się „dotrzemy”, czeka nas ciężka praca. Bywa, że nawet po długim czasie sytuacja się nie zmienia. Zaznaczam więc jeszcze raz: warto zaakceptować to, czego nie da się poprawić.
fot. ojoimages
To nie oznacza, że mamy być ulegli i wysłuchiwać bez słowa wiecznych pretensji. Powinniśmy się nastawić na partnerski dialog, który będzie zakładał szacunek dla drugiej osoby. Musimy pamiętać, że partner także ma prawo wyrazić swoje zdanie, poglądy czy niepokoje. Każdego dnia musimy podejmować decyzję, w jaki sposób zareagować i jak się porozumieć. Na koniec przypomnę fragment piosenki: A po nocy przychodzi dzień, a po burzy spokój... Nawet jeżeli bywa niespokojnie, wyczekujmy tego, co przyjdzie później. Efekty mogą nas bardzo pozytywnie zaskoczyć, być może nawet zachwycić.