Jaka nazwą zastąpić diagnozę „schizofrenia”. Jedna z kilku osób na świecie które obecnie mają największy wpływ na rozwój psychiatrii, czyli Jim van Os z Maastricht proponuje nazwę „salience syndrome”. Na język polski można to spróbować przetłumaczyć jako „syndrom zaburzonego nadawania znaczeń” (salience to po angielsku wystający element, wypukłość). Van Os idzie jeszcze dalej, proponuje nowy podział zaburzeń psychotycznych z trzema kategoriami diagnostycznymi. Syndrom zaburzonego nadawania znaczeń z ekspresją afektywną, z ekspresją rozwojową i NOS (czyli po polsku BNO potocznie mówiąc: jeszcze nie wiadomo). Czy to się przyjmie? Czy zamiast schizofrenii będziemy rozpoznawać „salience syndrome”? I skąd to się wzięło?
W konsekwencji tego myślenia Jim van Os mówi więc rzecz następującą: Czy zbliżone do psychotycznego sposoby przeżywania nie są naturalnym fenotypem występującym po prostu w populacji? Rozpowszechnienie objawów przypominających pozytywne w generalnej populacji to około 8%. Stosunkowo sporo osób w okresie dojrzewania i w okresie wczesnej dorosłości ma „jakby” objawy wytwórcze. U większości osób przemijają. Jest więc pewien naturalny wymiar psychotyczności, od form subklinicznych do jawnie psychotycznych. Być może pierwszy epizod schizofrenii to po prostu niekorzystny, nienaturalny sposób wymknięcia się tych zjawisk spod kontroli, jak pisze Jim van Os: „poor and unnaturally comorbid outcome”? Może by więc z różnych względów zmienić nazwę schizofrenii? Van Os zwraca uwagę, że nazwa schizofrenia nie kojarzy się z żadnym powszechnym ludzkim doświadczeniem. Greckie słowo brzmi tajemniczo i oddziela zdrowych od chorych magiczną linią. Jeśli laik słyszy słowo depresja, to może sobie uzmysłowić, że sam bywał smutny. I przez to zrozumieć depresję. Jeśli laik słyszy słowo schizofrenia, to nie ma szans aby odnieść to do własnego, codziennego doświadczenia. A jeśli nowa nazwa, to zdaniem van Os’a oparta jednocześnie na podstawach neurobiologicznych i zrozumiałych dla ludzi. Jego zdaniem łatwiej odnieść do własnego doświadczenia sformułowanie, że dla kogoś „za dużo rzeczy ma znaczenie” niż schizofrenię. A jednocześnie takie ujęcie ma solidne podbudowanie biologiczne, w postaci wiedzy na temat funkcji układu dopaminowego. Jest więc prawdziwe i potencjalnie zrozumiałe.
A dlaczego ten nowy podział, na „salience syndrome” z ekspresją afektywną i rozwojową. Tu van Os powołuje się na analogię z zespołem metabolicznym. Jeśli ktoś dorobił się już takiego zespołu i jego objawy osiągają w końcu poziom kliniczny, to osoba ta zaczyna być leczona albo na nadciśnienie, albo na cukrzycę, albo „na serce”, albo na otyłość. Podstawowy, złożony proces jest ten sam, choć diagnozy mogą być różne. Analogicznie ludzie mogą doświadczać objawów psychotycznych w kontekście manii, dezorganizacji lub deficytów kognitywnych. Wtedy moglibyśmy dokonywać rozpoznania zaburzonego nadawania znaczeń w kontekście objawów afektywnych lub kontekście uszkodzeń neurorozwojowych. Ale to już znaczne poszerzenie zakresu proponowanych zmian. Może by zacząć od schizofrenii…?
Pamiętam jak mówiło się, że leki wyleczą schizofrenię. Potem nastąpił etap skoncentrowania na tym, że leki działają na objawy pozytywne, na objawy negatywne. Oczywiście, to niewątpliwe, że działają, ale to też nie rozwiązuje problemu leczenia osób z tą diagnozą. Proces rozwoju wiedzy na temat schizofrenii i psychoz zmierza od uogólnień (schizofrenia jako choroba) do wyodrębnienia coraz bardziej szczegółowych ich elementów (wymiarów), a następnie zrozumienia roli układu dopaminowego w zdrowiu i chorobie. A jednocześnie następuje proces zrozumienia, że leczenie schizofrenii powinno być złożone z wielu elementów. Bo skoro tyle przyczyn, tyle elementów przed jej wystąpieniem, to sposobów pomocy też może być wiele. Coraz doskonalsze leki przeciwpsychotyczne, ale także pomoc rodzinie, edukacja, przeciwdziałanie izolacji społecznej, wsparcie, aktywność zawodowa i twórcza, różne terapie i psychoterapie, leczenie środowiskowe. A może jeszcze i dieta (kwasy omega)? Jeśli „odmistyfikować” schizofrenię, to warto ją leczyć analogicznie jak każdą inną, uwarunkowaną wieloczynnikowo, chorobę.