Jaaa Cię, miałam kiedyś podobnie! Trafiłam do szpitala, z 3 godziny dalej od mojego miasta, ponieważ w moim nie potrafili mi pomóc, brzuch wyglądał sino. Karetką zawieziono mnie daaaleko, z podejrzeniem wyrostka, jednak nagle stwierdzono, że pilnie muszą mi zrobić USG, bo stawiają na
poronienie. Zabrali mnie do gabinetu, byłam sama z Panią
ginekolog. Na korytarzu czekali rodzice i chłopak. W wywiadzie lekarskim
kobieta wpisała w karcie, ze współżyję itd. Musiałam zostać w szpitalu na długi czas. Pod kroplówkami, ketanolem itd. Zdychałam z bólu, mocno krwawiłam. Kiedy mnie wypisywali, widziałam jak
mama płacze. Nigdy nie powiedziała mi dlaczego. W wypisie miałam wpisane, że współżyję, i jest mi potrzebna natychmiastowa konsultacja ginekologiczna. Mama widziała papiery. Nie chciałam nic ukrywać. Powiedziała też tacie w domu o moim współzyciu. Zrozumieli to. I było mi wtedy z tym zdecydowanie lżej. A z tym całym poronieniem, nie poszłam do ginekologa, z własnego wyboru. Przy czym każda kolejna miesiaczka była dla mnie śmiercią. Dobrze, że przez
ciążę mam spokój na kilka miesięcy!